E-commerce kontra handel tradycyjny

E-commerce kontra handel tradycyjny

Każdy dzień lockdownu to 2 mld złotych straty dla PKB Polski. Presja na powrót do normalności jest więc w pełni zrozumiała. Retailerzy spodziewają się powolnego rozruchu oraz zmian w modelach i procedurach operacyjnych sklepów.

III Ogólnopolska Konferencja „Psychologia – Medycyna – Duchowość. Pomost porozumienia – holistyczna droga do zdrowia psychicznego i fizycznego”
Budżet marketingowy na 2024 rok. Tych działań nie powinno w nim zabraknąć.
Rekrutacja nowych pracowników oczami HR-owca

Ze względu na restrykcje, jakie zmuszony był wdrożyć polski rząd po wybuchu pandemii, jedną z najbardziej poszkodowanych grup, zaraz po gastronomii i turystyce, byli retailerzy. Dzisiaj ten sektor przechodzi proces reanimacji, jednak jak pokazują ostatnie tygodnie, coś się zmieniło, a sama zgoda na prowadzenie działalności nie wystarczyła, by skutecznie ratować detalistów.

– Pandemia COVID-19 była jak hamulec ręczny zaciągnięty w takcie pędu po autostradzie. Ludzie, organy państwowe i otoczenie biznesowe, nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Z powodu lockdownu ucierpieli prawie wszyscy. Gospodarka jest jak układ naczyń połączonych, które są od siebie uzależnione. Wydawało się, że po kolejnych fazach odmrożenia, jakie realizują organy państwowe, wciśniemy gaz i biznes ruszy z kopyta. Jednak okazuje się, że managerowie muszą być gotowi na to, że starego już nie ma, jest tylko nowe, a to wymaga dopasowania – przekonuje Sascha Stockem z Nethansy, która wprowadza polskie i niemieckie firmy na platformę handlową Amazon.

Będzie dobrze, chociaż inaczej

Odnaleźć się retailerom w nowej rzeczywistość może pomóc badanie przeprowadzone przez firmę analityczną McKinsey, które zrealizowano wśród 98 managerów sklepów detalicznych z USA. Przedstawiciele branży nie mają złudzeń. Ich zdaniem, po otwarciu sklepów, ożywienie ruchu zajmie co najmniej kilka miesięcy. Według 16% respondentów-optymistów wystarczą 2 miesiące, by sytuacja wróciła do stanu sprzed epidemii. Aż 49% jest zdania, że okres rekonwalescencji zajmie od 2 do 6 miesięcy, zaś 36% uważa, że ruch w sklepach zbliży się do normy dopiero za sześć miesięcy lub dłużej. Co ciekawe, w tym gronie uwzględnieni są również managerowie, którzy uważają, że sytuacja już nigdy nie będzie taka sama (6%).

Moment, w którym ludzie mogli swobodnie opuścić swoje cztery ściany i mimo maseczek na twarzach, cieszyć się wolnością, miał być punktem zapalnym, który uruchomi handel detaliczny. Jak pokazują ostatnie tygodnie – tak się jednak nie stało. Wiele wskazuje na to, że to co się zmieniło na pewno to model dystrybucji.

Detaliści od dawna zapowiadają, że handel internetowy będzie większy niż przed wybuchem COVID-19. Prognozy różnią się z zależności od podsektora, który reprezentują uczestniczący w badaniu McKinsey menedżerowie. W porównaniu z poziomami przed pandemią, sprzedaż online ma być wyższa o 6 do 13 p.p.

– Jeszcze zaledwie kilka miesięcy temu firma Generix Group w swoich prognozach zakładała, że już za cztery lata w bezpośrednim starciu e-commerce pokona handel tradycyjny. Tymczasem wygląda na to, że pandemia koronawirusa przyspieszy ten proces. Rozciągnięta w czasie kultura społecznego dystansowania i przymusowa zmiana nawyków zakupowych, muszą mieć realny wpływ na zachowanie konsumenta, nawet po zakończeniu pandemii – twierdzi CEO firmy Nethansa, Sascha Stockem.

Ostrożnie do przodu

Większośc uczestników zrealizowanego przez McKinsey badania przyznaje, że nie ma jeszcze gotowego planu działania na okres po zdjęciu lockdownu. 75% respondentów, zwleka z podjęciem jakichkolwiek decyzji. Jednocześnie śledzą oni szeroki zakres wskaźników, które można wykorzystać jako sygnały określające, kiedy i na jakich warunkach ponownie otworzyć sklepy.

O jakich determinantach mowa? Oprócz przepisów i wskaźników infekcji managerowie sprawdzają dostępność siły roboczej, wydajność sklepów przed wybuchem koronawirusa oraz działania konkurencji.

Ponowne otwarcie sklepów to również spore ryzyko, zarówno dla zdrowia pracowników i klientów, jak i rentowności biznesu. Informacja o zakażeniach na terenie sklepu mogłaby dotrzeć do ogromnej liczby potencjalnych klientów i okazać się przysłowiowym gwoździem do trumny. Jakie środki zapobiegawcze planuje wprowadzić detaliści? 9 na 10 respondentów zapowiada zwiększenie częstotliwości czyszczenia sklepów, zachęcanie do zachowania bezpiecznego dystansu między klientami (54%) i ograniczenie ilości osób przebywających jednocześnie w sklepie (49%).

– Kolejne drastyczne restrykcje znikają, ustępując miejsca o wiele mniej inwazyjnym metodom ograniczania ryzyka rozprzestrzeniania się COVID-19 . Czy podjęte przez sklepy działania zapobiegawcze okażą się wystarczające? O tym przekonamy się dopiero za jakiś czas. Detaliści stoją więc przed wyborem: biernie czekać na klienta i inicjatywy rządowe lub rozwijać wirtualne kanały sprzedaży. Druga opcja w mojej ocenie jest dużo bardziej racjonalna. Ważne, aby planować i to z wyprzedzeniem, gdyż sprzedaż bez strategii to zdanie się na pastwę losu – mówi Sascha Stockem z Nethansy.

Podobnym wydarzeniem do Pandemii koronawirusa, była ta wywołana w 1918 r. przez grypę hiszpanki. Zginęło wtedy co najmniej 50 milionów ludzi. Świat od tamtego czasu poszedł do przodu, rozwinęła się medycyna, mamy nowe technologie, a społeczeństwo i gospodarka funkcjonują inaczej. W pewnym sensie mamy więc do czynienia z sytuacją bezpredecenzową. Prognozy opublikowane przez McKinsey nie muszą się ziścić. Trudno bowiem trafnie przewidzieć co się wydarzy, gdy po tak długim okresie izolacji znów poczujemy zew wolności.

Źródło: Nethansa
Grafika: Freepik